Gwiazdy, czyli "Les Misérables" Śródmiejskiego Teatru Muzycznego



W zorganizowanym w lipcu przez portal Musicaloveinfo internetowym głosowaniu na najlepszą premierę sezonu 2018/2019, zaszczytny ten tytuł przypadł w udziale wystawionym przez Śródmiejski Teatr Muzyczny Nędznikom. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Les Misérables było jedyną premierą tego sezonu, przygotowaną przez teatr amatorski. W takim przypdku samo nasuwa się pytanie, jak doszło do takiego wyniku głosowania. Jak jedno amatorskie przedstawienie może przebić liczne profesjonalne produkcje? Przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi: albo głosujący z założenia potraktowali amatorską produkcję łagodniej, albo nazywanie jej amatorską nie ma racji bytu. W przypadku Les Misérables, moim zdaniem, prawda leży gdzieś pomiędzy. 

To była już trzecia produkcja Les Misérables, którą miałam okazję obejrzeć; i była to produkcja z wielu powodów szczególna. Nie tylko widziałam już wcześniej ten musical w Londynie i w Łodzi, ale też przerabiałam jego obszerne fragmenty na różnego rodzaju warsztatach. Poza tym, pierwszy raz w życiu oglądałam produkcję, do której chyba miałam szansę, a na pewno poważnie próbowałam się dostać. W dodatku na scenie miałam okazję oglądać całkiem sporo znajomych; co chwila przyłapywałam się więc na wyszukiwaniu znanych mi twarzy i głosów. Można by się spodziewać, że to wszystko będzie mi przeszkadzało w odbiorze przedstawienia. A jednak tak się nie stało. Oglądając sródmiejskich Nędzników, nie widziałam na scenie znajomych, dzieciaków, ani amatorów. Widziałam artystów. Widziałam gwiazdy. 

Choć było to już moje trzecie Les Misérables, śródmiejska inscenizacja wciąż zdołała mnie pewnymi rzeczami zaskoczyć. Podobało mi się to, że nie podążała, tak jak inscenizacja łódzka, krok w krok za przedstawieniem londyńskim, ale pokusiła się o pewne własne pomysły, zarówno scenograficzne, jak i interpretacyjne. Wśród barwnego grona postaci najbardziej urzekli mnie tym razem państwo Thenardierowie, których sprośny humor rozładowywał bardzo poza tym patetyczną atmosferę przedstawienia. Byłam też zachwycona Mariusem, który mimo drobnych pomyłek w tekście oczarował mnie swoją nienaganną techniką. Z kolei najmniej przypadł mi do gustu śródmiejski Enjolras. Na tle innych aktorów, ta barwna i charyzmatyczna zazwyczaj postać wypadła tym razem dość blado. 

Dlaczego dziwi mnie fakt otrzymania przez śródmiejskich Nędzników tytułu premiery sezonu? Bo jednak, jakkolwiek dobra by ona nie była, był to wciąż spektakl amatorski i było to widać, a czasami i słychać. Tu i ówdzie coś nie zagrało, zgrzytnęło, nie do końca wyszło. Muzyka, o ile się nie mylę, nie była grana an żywo. Kostiumom momentami brakowało tak charakterystycznego dla tego spektaklu rozmachu. No i żadna ilość makijażu nie byłaby w stanie mnie przekonać, że Jean Valjean, którego widzę na scenie, jest starym człowiekiem. Co nie znaczy, że jego wykonanie "Bring Him Home" było przez to mniej zachwycające.

Mimo, że osobiście nie nazwałabym śródmiejskiego Les Misérables najlepszą premierą tego sezonu, to absolutnie zgadzam się, że było to przedstawienie na bardzo wysokim poziomie. Ogromnie doceniam pracę Śródmiejskiego Teatru Muzycznego i wszystkich jego artystów, którzy przygotowują fenomenalne spektakle z czystej pasji do musicalu. Nie mogę się już doczekać, aż znów będę mogła oglądać ich na scenie. Do zobaczenia za rok! 

Komentarze

Popularne posty